Zimny ranek. Stirlitz budzi się z ciężką głową na
łóżku w celi więziennej i
absolutnie nie może sobie przypomnieć, w jakim kraju
aktualnie się znajduje: - Poczekam, aż ktoś się zjawi - myśli. -
Jak będzie w czarnym, to
jest esesmanem, a to oznacza, ze jestem wśród
hitlerowców, jeżeli zaś w zielonym to NKWDzista, wiec jestem nareszcie u
swoich.
Drzwi się otwierają i wchodzi facet w szarym
mundurku: "Aleście się wczoraj
urznęli, towarzyszu Tihonow! W drobny mak! I nie
wstyd wam? A jeszcze aktor!".
[Konieczne wytłumaczenie: szary - kolor
radzieckich milicjantów, Tihonow - nazwisko aktora, który gral Stirlitza,
cela - to niewatpliwie izba
wytrzezwien].
Stirlitz wolnym krokiem zbliżył się do lokalu
kontaktowego. Zapukał umówione
127 razy. Nikt nie otworzył. Po namyśle wyszedl na
ulice i spojrzał w okno.
Tak, nie mylił się. Na parapecie staly 63 żelazka -
znak wpadki.
Stirlitz spojrzał przez okno. Poraził go niezwykły
blask.
- Oho, osiemnaste mgnienie wiosny - pomyślał
Stirlitz się zamyślił. Spodobało mu się to, więc
zamyślił się jeszcze raz.
Stirlitz otrzymal telegram: "Jesli nie zaplacicie za
energie elektryczna, wyłączymy wam radiostacje".
Stirlitz szedl ulicami Berlina, coś jednak zdradzało
w nim szpiega: może czapka-uszanka, może walonki, a może ciągnący się za
nim spadochron?
Gestapo obstawilo wszystkie wyjścia, ale Stirlitz
ich przechytrzył. Uciekł przez wejście.